NAPAD w Wągrowcu !!!

Zazdrosny Mariusz S. postrzelił kochanka swojej dziewczyny, właściciela komisu. Mariusz S. był ochroniarzem w jednej z wągrowieckich firm.

Jak poinformował rzecznik prasowy wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak, według wstępnych ustaleń 31-letni Mariusz S. zastrzelił właściciela - 36-letniego Mariana M., a potem próbował popełnić samobójstwo. W bardzo ciężkim stanie trafił do jednego z poznańskich szpitali. Policja nie wyklucza, że sprawa ma charakter osobisty.

Rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus, powiedziała, że trwa ustalanie okoliczności zdarzenia. Na miejscu zostały zabezpieczone ślady, trwa przesłuchiwanie świadków. Na razie nie wiadomo, kiedy zostanie przeprowadzona sekcja zwłok.

- Wiemy, że mężczyzna który strzelał, był pracownikiem firmy zajmującej się ochroną mienia. Pobrał broń, następnie pojechał do autokomisu i oddał kilka strzałów w kierunku właściciela. Następnie oddał strzał w swoim kierunku. Był to prawdopodobnie nieskuteczny strzał samobójczy - powiedziała Mazur-Prus.

Policja milczy jeżeli chodzi o udzielenie informacji na temat przyczyn zabójstwa, ale mieszkańcy miasta mówią głośno, że chodziło o zatarg między Mariuszem S. a właścicielem komisu Marianem M. dotyczącym kobiety. Właściciel komisu najprawdopodobniej miał romas z dziewczyną napastnika.  

- W patrolu było dwóch ochroniarzy. Inaczej Mariusz nie dostałby broni z ostrą amunicją. Taką mamy procedurę - mówi wstrząśnięty Robert Stein, właściciel firmy ochroniarskiej Adsum z Wągrowca.

31-letni Mariusz Sz.
pracował w niej na pół etatu (miał jeszcze etat w ochronie w Poznaniu). Gdy wczoraj rano odbierał broń, podobno zachowywał się normalnie. Nic nie wskazywała, że za kilka godzin dokona zbrodni.

Kilkanaście strzałów

Ok. godz. 12 Mariusz Sz. podjeżdża niebieską skodą na parking przed autokomisem przy ul. Przemysłowej. Kolegę z patrolu prosi, by został w samochodzie. Tłumaczy, że ma tu sprawę do załatwienia (jego firma nie ochrania komisu).

Autokomis to otoczony siatką parking z samochodami i niewielki parterowy budynek przy ogrodzeniu. Pracuje w nim 36-letni właściciel Marian M. Przez dużą szybę widzi ochroniarza w ciemnym uniformie. Gdy ten wchodzi do środka, M. prosi pracownika, by wyszedł na zewnątrz i zostawił ich samych. Po chwili w środku padają strzały. Świadkowie mówią o kilkunastu. Policja - o kilku.

Strzały słyszy drugi pracownik komisu, który w innym pomieszczeniu zajmuje się załatwianiem kredytów. To on wzywa policję.

- Usłyszałem syreny. Jeden radiowóz, potem drugi, trzeci. Policjanci chowali się za samochodami. Chyba bali się podejść bliżej - opowiada emeryt z bloku naprzeciwko komisu. Policjanci nie mają kamizelek. Dostają je po godzinie wraz z hełmami. Policja otacza komis i zamyka ulicę. Ale na miejscu panuje chaos. Funkcjonariusze najpierw proszą mieszkańców bloku, by zostali w środku, dopiero potem zarządzają ewakuację.

Policja nie wie, co dzieje się w środku. Pojawiają się pogłoski, że ochroniarz wziął zakładników.
O godz. 13.08 jego szef Robert Stein prosi przez megafon: - Panie Mariuszu, jeśli jest pan w środku, niech pan da najmniejszy znak, chcemy panu pomóc.

Policjanci dzwonią na komórkę Mariusz Sz. Wyłączona. Telefonu w autokomisie nikt nie odbiera. Zabił, próbował popełnić samobójstwo.

Z Poznania przyjeżdżąją antyterroryści.
O godz. 15.25 wybuchają granaty hukowe. Policjanci szturmują budynek. Ale Mariusz Sz. nie stawia oporu. Leży ciężko ranny obok ciała Mariana M. Właściciel nie żyje. Ochroniarza karetka zabiera do szpitala. Jego stan jest bardzo ciężki.

Krzysztof Jarosz, szef wielkopolskiej policji, tłumaczy: - Po zabiciu właściciela napastnik próbował popełnić samobójstwo. Strzelił sobie w głowę. To wyjaśnia, dlaczego nie mogliśmy się z nim skontaktować.

Dlaczego Mariusz Sz. zamordował właściciela komisu? - Chodzi o sprawy osobiste - ucina rzecznik policji Andrzej Borowiak.

Sz. nie ma żony, ani dzieci. Ma za to dziewczynę, która miała romansować z właścicielem komisu. Podobno Sz. odgrażał się Marianowi M. - Ten musiał o tym wiedzieć, skoro poprosił pracownika o wyjście. To najbardziej prawdopodobna przyczyna tragedii - mówią nieoficjalnie policjanci. Jeden ze znajomych M. przyznał, że zabity miał w Wągrowcu opinię flirciarza.

Robert Stein twierdzi, że nie było przeciwwskazań, by wydać ostrą broń Mariuszowi Sz. - Miał aktualne badanie psychologiczne, wydawane na trzy lata - mówi Stein, ale nie pamięta, kiedy Sz. je przeszedł.

Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań

 

W szpitalu w Poznaniu zmarł 31-letni Mariusz S., mężczyzna, który w poniedziałek zastrzelił właściciela autokomisu w Wągrowcu - poinformował Zbigniew Paszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Mężczyzna trafił do szpitala z ranami głowy. Prawdopodobnie po zastrzeleniu 36-letniego Mariana M. próbował popełnić samobójstwo.

 

 

Czynności w sprawie "strzelaniny w Wągrowcu"

W wyniku przeprowadzonej sekcji zwłok Mariana M. ustalono, że bezpośrednią przyczyną zgonu wyżej wymienionego były obrażenia powstałe w wyniku oddanych w jego kierunku strzałów z broni palnej.

Mariusz S. oddał w kierunku pokrzywdzonego sześć strzałów, większość w okolice klatki piersiowej, przestrzeliwując serce, płuca, wątrobę. Siódmy strzał, wymierzony w swoją głowę, był strzałem samobójczym.

Prokuratura Rejonowa w Wągrowcu nadal prowadzi w przedmiotowym postępowaniu czynności procesowe. Zarządzono o przeprowadzeniu badań odzieży pokrzywdzonego, dzisiaj będą znane wstępne wyniki sekcji zwłok Mariusza S.

Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu dnia 18-06-2010

 

Zabił z powodu kobiety

W biały dzień w środku miasta pracownik jednego z biur ochrony sześć razy strzelił do właściciela autokomisu, a potem zabił siebie.

Mariusz S. przed południem przyjechał do autokomisu w Wągrowcu (Wielkopolska) porozmawiać z jego właścicielem Marianem M. Ten sam poprosił pracowników o opuszczenie pomieszczenia. Potem dobiegły z niego odgłosy strzałów. Policjanci otoczyli budynek, a gdy wkroczyli do środka znaleźli zwłoki obu mężczyzn. Policja ustaliła, że Mariusz S. najpierw zabił Mariana M., potem popełnił samobójstwo.

- Był kochanym bratem, nikomu nic złego nie zrobił – mówi Paweł Schroter, brat Mariusza. – Z nikim nie miał żadnych zatargów, co się przecież zdarza innym ochroniarzom.

36-letni Marian M. osierocił żonę i 12-letniego syna. Znajomi mówią, że był otwartym na ludzi, ciepłym człowiekiem, który chętnie pomagał innym. Dlaczego więc doszło do takiej tragedii – tym bardziej, że obaj mężczyźni wcześniej się nie znali?

- Miasto huczało od plotek – mówi Paweł Dykban, dziennikarz. – Jedni mówili, że Mariusz S. to napakowany, nieopanowany steryd, inni, że to spokojny, normalny mężczyzna.

31-letni Mariusz S.
w firmie ochroniarskiej pracował od siedmiu lat, od dziewięciu miał pozwolenie na broń. Nikt się na niego nie skarżył. W przeddzień tragedii odebrał broń i pojechał do pracy, był spokojny. Do Mariana M. pojechał rozmawiać o swojej narzeczonej.

- Byli chyba z 10 lat razem, on poza nią świata nie widział – mówi znajomy Mariusza S.

28-letnia Agata zeznała w śledztwie, że od pewnego czasu nie mieszkała z Mariuszem S., spotykała się natomiast z Marianem M. Do prokuratury dotarł właśnie list Mariusza S. wysłany przed popełnieniem zbrodni. Treść listu jest tajna, ale wiadomo, że jednoznacznie potwierdza, iż motyw jego działania był osobisty.
Zobacz materiał filmowy - kliknij w zdjęcie poniżej.

źródło: Uwaga TVN



REKLAMA * REKLAMA * REKLAMA
 


Portal WRC

  • Portal WRC powstał w 2009 roku
  • Wydawca: "FOOBU" Roman Kowalczewski
  • Adres Redakcji: ul. Mickiewicza 17/30, 62-100 Wągrowiec
  • Redaktor Naczelny: Roman Kowalczewski
  • Telefon: +48 503 142 937
  • mail: [email protected]
  • Zobacz nasz profil na:

Reklama

  • Niezależny Portal Powiatu Wągrowieckiego
  • Nr 1 w Powiecie Wągrowieckim
  • W naszej ofercie znajdziesz, bannery, materiały sponsorowane, filmy reklamowe oraz reportaże wideo.
  • Całą dobę sprawdzamy skrzynkę: [email protected]

Na skróty